Zamknij się – mów i pisz to co ci dyktujemy! Takie wyobrażenie o dziennikarstwie ma każda władza. Likwidowanie, przejmowanie, wykupywanie, obsadzanie głównych stanowisk „swoimi”, a od niedawna wprowadzanie specjalnych ustaw – to zaledwie część arsenału używanego przez partyjnych pryncypałów. Finalnie to nie może się udać. Plan likwidacji prawa do krytyki jest pozbawiony sensu już na starcie.
Nasza antena, nasza redakcja, nasze media
Pluralizm medialny w polskim wydaniu polega na formatowaniu redakcji pod potrzeby programów operacyjnych, poszczególnych organizacji politycznych czy biznesowych. W myśl zasady, że najczęściej występujemy tam, gdzie najlepiej się czujemy. Gdzie nikt nie zdaje trudnych i zaskakujących pytań. Gdzie szacunek do władzy przejawia się już w samej postawie, mimice, tembrze głosu prowadzącego/cej program, audycję, wywiad, rozmowę czy to radiową czy telewizyjną. Prasa w niczym nie ustępuje pod tym względem mediom elektronicznym. W gazecie, często już po samym tytule, można domyślić się dla kogo lub przeciwko komu został napisany dany artykuł. Ramówka, poruszana tematyka, zdjęcia, ujęcia i cięcia montażowe, szybko demaskują politykę redakcyjną.
Albo balujesz, albo głodujesz
Media od zawsze chętnie zbliżały się do biznesu nagradzając przedsiębiorców, tworząc liczne rankingi, pozyskując w ten sposób potencjalnych reklamodawców. Taka forma doceniania publicznego, bardzo spodobała się politykom i samorządowcom. Szybko zaczęły się mnożyć gale medialne z udziałem wpływowych posłów, urzędników, działaczy nagradzanych i wyróżnianych pod byle pretekstem. Często ci sami dziennikarze, którzy „rozliczają” władzę na antenie, po godzinach prowadzą rauty z udziałem VIP-ów.
Bez lizusostwa, bez znieczulenia
Na rynku medialnym nastąpił wyraźny deficyt dziennikarzy, którzy nie patrzą na barwy partyjne i korporacyjne zadając odważne pytania. Brakuje także programów, z całym zakresem poglądów, opinii, komentarzy. Redaktorów paraliżuje nie tylko strach przed utratą pracy, ale także uwikłanie w zależności właścicielskie. W prywatnych mediach nie ma mowy, o zadawaniu pogłębionych pytań, w sprawach powiązanych z szerszą działalnością zarządów medialnych. Powiązania biznesowe, mocno ograniczają niezależność. Media publiczne zatraciły poczucie odwagi, zamiast stać po stronie widzów, słuchaczy, czytelników, wybrały najgorszą formę propagandy, dbając głównie o korzyści dla władzy.
Prawo do krytyki, to nie prawo do manipulacji
Oddzielenie informacji od komentarza, to podstawowa zasada dziennikarskiego przekazu. Kiedyś tak było, dziś już w zapowiedzi materiału reporterskiego, poznajemy kod i klucz do odbioru. Wyrobienie własnego poglądu na podstawie nawet skrajnie różnych wypowiedzi, w równym czasie, to rzadkość. Na każdym kroku dochodzi do manipulowania odbiorcami, tak żeby stanęli po naszej, słusznej stronie. Dochodzi wręcz do karykaturalnych zdarzeń, podczas których poszczególne redakcje wytykają sobie na antenach, kto pracuje w bardziej wolnych mediach. Zamiast zostawić to przede wszystkim ocenie odbiorców, słuchaczy i czytelników, dziennikarze i w tym przypadku sięgają po recenzje polityków licząc na ich protekcję.
Wolne media
To już bardziej slogan niż praktyka. Dlatego tak szybko rośnie popularność mediów społecznościowych, tzw. piątej władzy. Jednak i tu polityka wdarła się bez pardonu, nie oszczędzając nikogo, nie zważając na nic. Dezinformacja wspierana przez farmy trolli to potężne zagrożenie, do tego dochodzi blokowanie, banowanie niewygodnych treści w Internecie. Dlatego musimy zachować bardzo krytyczne myślenie i bazować na kilku źródłach informacji.