Doświadczyłem tego jako uczestnik tragicznego zdarzenia.Rozpędzony pociąg uderza w samochód na niestrzeżonym przejeździe kolejowym. Ginie młoda kobieta kierująca autem. Nagle 500 osób spokojnie podróżujących trasą Kołobrzeg Przemyśl wpada w panikę. Tłumem zaczynają rządzić chaos i dezinformacja. Ktoś podaje nieprawdziwe informacje, następne osoby je powtarzają, potęgując zagrożenie i zamieszanie. Rośnie liczba osób napędzających się poczuciem misji ogarnięcia niecodziennej sytuacji. Wprowadzają innych przerażonych, zdenerwowanych ludzi w błąd. Podają sprzeczne komunikaty np. o pilnej ewakuacji z uszkodzonego pociągu, który utknął na odludziu przy zapadającym zmierzchu. Plotki o dużej liczbie ofiar wypadku rozchodzą się jak błyskawica. Obsługa pociągu koncentruje się na rozpoznaniu rozmiaru dramatu. Długo nie interesuje się tłumem, który szybko chce wydostać się z pułapki. Pojawiają się służby ratownicze. Podróżni – Polacy i obcokrajowcy, dodatkowo ograniczeni barierą językową, długo nie dostają żadnych informacji o tym ile potrwa przymusowy przestój i jak mają dotrzeć do celu. Pracownicy przewoźnika zapominają nawet o podstawowych narzędziach, jak wciąż działający radiowęzeł. Widać, że sytuacja ich przerasta. W efekcie duża grupa osób próbuje ewakuować się na własną rękę. W tłumie jest duża grupa dzieci oraz osób starszych wymagających natychmiastowej pomocy. Jest ciemno, stoimy na kamienistym nasypie, ludzie potykają się o szyny siłując się z wielkimi walizkami. Plan dotarcia do bezpiecznego, oświetlonego miejsca rodzi się z naszą pomocą, zwykłych amatorów. Niespójność przekazu, bylejakość prowadzonych rozmów, wywołują kolejne awantury. Ludzie uspokajają się dopiero na widok autobusów, którymi mają kontynuować podróż. Na Dworcu Głównym w Krakowie znów robi się bardzo nerwowo.Sytuacja przerasta szeregowego pracownika – wytypowanego do roli szefa sztabu kryzysowego. Podróżni nadal tkwią na „ślepym torze”. Dopiero świtem udaje się przerwać paraliż komunikacyjny. Wypadek obnaża niewiarygodną amatorszczyznę ukrytą za zasłoną profesjonalnych usług przewozowych. W całej tej przerażającej historii, znajduję jeden bardzo optymistyczny wątek. Chodzi o małą społeczność gminy Secemin, która w miejscowej szkole szybko zorganizowała punkt żywieniowy. Ich dobroć i olbrzymie zaangażowanie najlepiej podsumowała grupa kolonistów, uczestnicząca w traumatycznym zdarzeniu – „Kanapki jeszcze nigdy nie były tak smaczne, a herbata tak dobra”