Dobrze, że plakaty wyborcze nie mogą nas jeszcze „zaczepiać”, bo o spokojnym spacerowaniu nie byłoby już mowy. W czasach sztucznej inteligencji wszystko jest możliwe, dlatego strach pomyśleć jakie formy przybierze „atakowanie wyborców” w kolejnych kampaniach. Na razie wciąż liczy się liczba i wielkość banerów. Zdjęcia odmłodzonych (tak na oko o 10 lat) kandydatów/ek to od dawna standard. Do tego uśmiech, dopracowana fryzura i odświętny strój. Oczywiście każda Pani i Pan z plakatu zapewnia, że służy lub służyć będzie wyłącznie mieszkańcom, że kocha swoją miejscowość najbardziej na świecie. Pracowitość, uczynność, determinacja, optymizm to główny przekaz płynący z ich haseł wyborczych. W tym temacie niewiele się zmienia. Nieśmiałość wprowadzania nowości przełamały zdjęcia ze zwierzętami przeznaczonymi do przygarnięcia, stylizacje na wzór znanych bohaterów z filmów czy kreskówek, do tego dochodzą jeszcze zabawy w skojarzenia słowne. Lokomotywy wyborcze to też stary slogan.

„Będziesz Pan wisiał”
Ta groźba wypowiedziana przez posła konfederacji pod adresem ministra zdrowia. Dwa lata temu wywołała wielkie oburzenie w polskim Parlamencie. Jednak jak to w polityce, po wielkiej wrzawie wszystko wróciło na te same tory. Na szczęście w Polsce nikt nikogo nie wiesza, a słowo wisieć ma wiele znaczeń. Być zawieszonym, uczepionym gdzieś, na czymś, choćby na starym płocie, słupie elektrycznym, czy nieczynnym kiosku nie ma znaczenia, byle widzieli. Oficjalnie zagorzali przeciwnicy wiszą na tej samej poręczy i każdy z nich tak samo się wdzięczy. Od razu widać też kto jest bardziej wpływowy, bo ma wielkoformatowe plakaty, platformy i odróżniające się wydruki.


Niepewność też jest widoczna
Na przykładzie Rzeszowa dobrze widać, że nawet ten co obecnie dzieli i rządzi z dużą niepewnością czeka jak lud go osądzi. Bo jak inaczej wytłumaczyć tak dużą liczbę wielkich banerów, przypominających mieszkańcom kim jest prezydent Rzeszowa Konrad Fijołek. A tak przy okazji – czyżby ktoś zapomniał, że drukowanie takich płacht jest nieekologiczne i zakłóca ład przestrzenny? Wyścig na plakatową dominację ma wiele odsłon. Do tego dochodzą wojny afiszowe. Kto, komu, co zaklei lub zedrze, a jak się nie uda to choćby zamaże. No i jeszcze ten szkodnik wiatr niejednego kandydata/kę sponiewiera.


Najlepsza miejscówka
Centra komunikacyjne i przesiadkowe, sklepy, kościoły, szkoły im bliżej tego miejsca kandydat/ka wisi tym na większe poparcie liczy. Pieniądze wydane, ulotki rozdane , spoty nagrane, ale aktywnym kandydatem/ką trzeba być do ostatniej minuty. Największą areną rywalizacji pozostają media społecznościowe, ale starzy wyjadacze dobrze wiedzą, że w tym czasie wszędzie warto się pokazać. Plakatowa agitacja nie tylko przysłania miejskie i wiejskie widoki, ale także bardzo zaciętą rywalizację o miejsce na liście. Bo w tym przypadku jedynka nad dziesiątką góruje i zdecydowanie obok zdjęcia każdemu kandydatowi/ce lepiej pasuje. Mniej rozpoznawalni, w ostatniej chwili na ten casting zdjęciowy powołani, mogą choćby przez chwilę poczuć się bardzo ważnymi w tym ulicznym plebiscycie i wisieć nawet na lokalnym szczycie.






