Szybki, silny cios po bardzo długiej, usypiającej walce i nawet liczenie nie pomogło. Prawica leży na deskach, a Konrad Fijołek powtarza w mediach lokalnych i ogólnopolskich – Spokojnie bez tryumfalizmu”. Stało się jak przewidywałem, kto miał wygrać wygrał, kto miał przegrać przegrał. Nie spodziewałem się tylko, że stanie się to już w pierwszej rundzie. Nawet sztab w narożniku Fijołka, szykował się na dłuższe boksowanie.
Wszyscy wracają do siebie
Zwycięzca Konrad Fijołek nie musi wprowadzać się do Ratusza, bo spędził tam większość swojego zawodowego życia. Zna ten urząd z pracy radnego i zna gabinet prezydenta Rzeszowa z niezliczonych narad lewicowego sztabu, którym niepodzielnie przez lata dowodził jego mentor, eksprezydent Tadeusz Ferenc.
Ewa Leniart wraca do Urzędu Wojewódzkiego, czyli tam gdzie najbardziej chciała pracować, co zasygnalizowała wyborcom, rezygnując z mandatu posłanki PiS. Wychodzenie na chwilę z placówki rządowej, by wcielić się w rolę samorządowca, w mojej ocenie od początku było skazane na niepowodzenie. Pisałem o tym we wszystkich wcześniejszych felietonach.
Gdzie wraca Marcin Warchoł? Chyba nie do Niska, w którym się urodził. Do dużej polityki chyba też nie, bo jak oświadczył zrezygnował z legitymacji partyjnej i wspierania formacji Zbigniewa Ziobro. Po wynikach wyborów wyraźnie widać, że mieszkańcy Rzeszowa nie chcą aby rządził stolicą Podkarpacia. Stało się tak mimo oficjalnego poparcia ze strony super popularnego Tadeusza Ferenca. „Prawy do lewego” – w muzyce tak, w polityce nie, przekonał się o tym największy przegrany.
Grzegorz Braun wraca tam, gdzie go odsyłał podczas wszystkich konfrontacji Konrad Fijołek, czyli do Sejmu. Co miał zrobić to zrobił, czyli prześwietlił układy, wskazał winnych, wypromował Konfederację i na odchodne ośmieszył regionalnych dziennikarzy.
Propaganda
Choć wyniki mówią wszystko: Konrad Fijołek ponad 56% głosów, Ewa Leniart 23%, Marcin Warchoł 10%, Grzegorz Braun 9% plus mniejszy lub większy ogonek, to w mediach każdy musi ogłosić jakiś sukces, nie ma mowy o żadnych porażkach. Trzeba „ogrzewać się w mediach”, dopóki cała Polska interesuje się niewielkim Rzeszowem. A to ogłosić nowy rozdział, ba nową epokę w politycznym rozdaniu, a to zbliżenie i konsolidację wyborców, a to rozpoznanie ich potrzeb, aż po gotowość do dalszego służenia i współpracy gdy zajdzie taka okazja i potrzeba.
Jest jak było
Rzeszowem od blisko 20-tu lat rządził lewicowy prezydent, wspierany w Radzie Miasta przez bliskie mu środowisko. Lewicowa twierdza w prawicowym bastionie PiS-u została po prostu obroniona. Sukces niczym hejnał z wieży mariackiej, będzie jeszcze długo odtrąbiany.
„Rozszerzone samobójstwo polityczne”
Tak można określić wsparcie Jarosława Kaczyńskiego dla Ewy Leniart przy jednoczesnej krytyce Marcina Warchoła, podczas wizyty przedwyborczej w Rzeszowie. Dwoje kandydatów reprezentowało Zjednoczoną Prawicę. Medialno-partyjna inwazja mocy zadziałała dokładnie odwrotnie od zamierzonego celu. Z tego samego powodu, nadmiernej wiary w partyjną centralę, PiS przegrało ostatnie wybory na prezydenta Przemyśla. W odpowiedzi elektorat Konrada Fijołka zwarł szeregi, sięgnął po wsparcie samorządowców celebrytów z całej Polski, ściągnął do Rzeszowa Roberta Makłowicza, znanego kucharza i podróżnika. I tak nikomu nieznany w Polsce, lokalny samorządowiec Konrad Fijołek, wyrósł z dnia na dzień na lidera i pierwszoligowego gracza.
Takiego show tu jeszcze nie było
Blisko trzy miesiące trwała kampania wyborcza na prezydenta Rzeszowa. W tym czasie czworo kandydatów uczestniczyło w dziesiątkach konferencji prasowych, debatach telewizyjnych, radiowych i prasowych zorganizowanych przez największe redakcje ogólnopolskie. W tym gronie największym wyjadaczem medialnym był Grzegorz Braun. Największe problemy z emocjami na wizji miał Marcin Warchoł. Ewa Leniart i Konrad Fijołek też byli mocno spięci i zestresowani. To był dla nich prawdziwy poligon medialny. Dużo się nauczyli i wszyscy dużo dobrego zrobili dla Rzeszowa w wymiarze promocyjnym. Ten efekt marketingowy jeszcze chwilę potrwa.
Czas na wnioski
Ewa Leniart i Marcin Warchoł potwierdzili, że porzekadło gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta, jest wciąż aktualne. Grzegorz Braun może powtarzać, że na układy nie ma rady, a Konrad Fijołek cytować Shannona Mullena – „Nawet najmniejsze kwiaty mogą mieć najsilniejsze korzenie.”