Kogo to obchodzi?
Niewielu Polaków – gdyby wybory do Parlamentu Europejskiego oceniać po frekwencji z poprzednich lat. Podobnie wygląda wiedza na temat funkcjonowania instytucji unijnych coraz bardziej wpływających na naszą codzienność i to nie tylko w sferze publicznej. Dotyczy to także wielu dziennikarzy. Kto był, pracował i szkolił się w tym „urzędniczym labiryncie” ten wie, że europosłowie nie mają decydującego głosu w wielu ważnych sprawach, choć podczas kończącej się właśnie kampanii próbują to wmówić nam wyborcom. Moje doświadczenie w tym kombinacie rozbudowanym do rozmiarów trudnych do ogarnięcia jest takie, że oficjalnie zarządzanie jest mocno rozporoszone, choć nieoficjalnie mówi się, że o wielu ważnych sprawach decydują lobbyści. Pamiętam z własnej obserwacji jak pierwsi polscy eurodeputowani, byli mocno zagubieni po przeprowadzce do Brukseli. Musieli opanować nie tylko umiejętności językowe, ale przede wszystkim logistykę i znajomości niezbędne do pracy w tym molochu. Patrząc na obecne listy kandydatów, to w wielu przypadkach czeka nas powtórka z rozrywki. A propos rozrywki to Parlament Europejski, podobnie jak Komisja Europejska zapewniają także wiele atrakcji z tej kategorii. Nieustające rauty, prezentacje, wystawy dla licznych gości, wycieczek, to drugie oblicze tych instytucji. Jedna z ciekawostek to częste degustacje regionalne i narodowe niewykluczające napojów alkoholowych. Wracając do głównego wątku – czyli powierzenia w najbliższą niedzielę mandatów wybranym politykom – warto wiedzieć, że podobnie jak w krajowym parlamencie tak i w europejskim liczą się przede wszystkim partyjne układanki, a nie głos pojedynczych wybrańców narodu. Biurokracja brukselska wydaje tak dużo decyzji i dokumentów, że przeciętny śmiertelnik nie jest w stanie ich nawet ogarnąć, a co dopiero poznać. W tej bitwie o „Nowy głos Europy” ścierają się wyraźniej niż dotychczas skrajne opinie co do przyszłości UE. Zwolennicy nieposkromionych zapędów ponadkrajowej administracji, czują silną presję obrońców pełnej suwerenności także prawnej. Dla tych drugich Unia Europejska to superpaństwo centralnie sterujące nawet rzekomo wolnym rynkiem i naszymi piecami do centralnego ogrzewania, dla pierwszych to organizacja gwarantująca dobrobyt i bezpieczeństwo. Gra oczywiście toczy się o wielkie, wielkie pieniądze i wpływy. Euroentuzjaści twierdzą, że bez funduszy europejskich Polska wciąż goniłaby Afrykę. Eurorealiści wyliczają w swoich publikacjach, że te zyski są małe w porównaniu do polskiego PKB, a obostrzenia towarzyszące zdobywaniu i wydawaniu tych znaczonych przez unię monet, tylko spowalniają krajowe inwestycje i gospodarkę. Tak czy inaczej to duże sprawy wobec, których my wyborcy często czujemy się za mali i wolimy je omijać dużym łukiem. Wielu z nas zdaje się na opinie osób, którym ufamy lub na wrażenia z podróży po krajach Wspólnoty. Na pewno nie polecam sugerować się często pustymi i śmiesznymi hasłami z plakatów wyborczych. Warto posłuchać co ma jedna i druga strona do powiedzenia i dopiero wtedy zdecydować komu oddać swój głos oraz zapewnić bardzo dobrze płatną pracę w Parlamencie Europejskim.














