
Słaby prezydent Konrad Fijołek trafia na słabego kontrkandydata Waldemara Szumnego, dlatego o wielkie emocje w tym pojedynku trudno. Sztabowcy robią wszystko, żeby finał kampanii prezydenckiej w Rzeszowie wyglądał jak starcie ulicznych wojowników, ale bardziej przypomina to rywalizację dobrze znających się spacerowiczów. Konrad Fijołek i Waldemar Szumny znają się od dziesięcioleci, głównie z pracy w Radzie Miasta Rzeszowa.

Obaj przewodniczyli obradom miejskich rajców. Ich styl publicznych prezentacji, dynamika przekazu oraz siła perswazji czyli przekonywania i zachęcania do pracy dla pomyślności Rzeszowa też niewiele się różnią. Do roli liderów musieli raczej ustawiać się grzecznie w kolejce, nie sięgając zdecydowanie po przywództwo w skrajnie przeciwnych ugrupowaniach. I właśnie poglądy polityczne to najbardziej widoczna różnica w ich charakterystyce. Konrad Fijołek to „polityczny wychowanek” zdecydowanie silniejszego i sprawczego prezydenta Tadeusza Ferenca. Do czasu jego zagadkowego ustąpienia z funkcji prezydenta stolicy Podkarpacia, Konrad Fijołek nie śmiał rywalizować z Ferencem o władzę. Wszystko zmieniło się dopiero po wielkim zamieszeniu na lokalnej scenie politycznej i zaskakującym poparciu przez lewicowego Ferenca, prawicowego Marcina Warchoła. Wtedy Konrad Fijołek wyskoczył z cienia Ferenca i wygrał przedterminowe wybory w I turze. Niespełna trzy lata później ten sam elektorat wystawił Fijołkowi zdecydowanie niższą notę za jakość zarządzania Rzeszowem.

Dlatego musi w dużej panice ratować utraconą pozycję w Radzie Miasta i prosić mieszkańców, by nie wyrzucili go z głównego gabinetu w Ratuszu. Każdy kto żyje w tym mieście widzi, że nie tylko na wąskich ulicach robi się zbyt ciasno dla szybko rosnącej liczby mieszkańców. Nieład i nieporządek mają wiele wymiarów, wystarczy dobrze się przyjrzeć nawet w pobliżu okien urzędującego wciąż prezydenta grodu nad Wisłokiem.






Konrad Fijołek popisuje się w mediach społecznościowych jak bliski ma kontakt z mieszkańcami każdego osiedla. W tym samym czasie jego kontrkandydat Waldemar Szumny też stawia na komunikację bezpośrednią, licząc na przebicie nie tyle ekranu smartfonów co szklanej bariery. PiS od wielu kadencji nie może pokonać w Rzeszowie zjednoczonych lewicowo-liberalnych formacji. Szumny forsuje hasło „Rzeszów. Da się!”, ale bez wsparcia licznie głosujących w I turze na nowicjusza Jacka Strojnego – niestety „Nie da się!”. Dzięki dobremu wynikowi Strojny ustawia się w roli rozgrywającego.

W obecności kamer odpytał Szumnego i Fijołka o zakres ustępstw i porozumień, tym samym już wpłynął na rozstrzygnięcie wyborcze. Antypisowcy zauważyli w tym „medialnym spektaklu” szansę na porozumienie środowisk Strojnego i Fijołka, a zawiedzeni i przeciwnicy Fijołka i tak nie dadzą się nabrać na jego „medialne pozy”. Po wynikach pierwszej tury widać wyraźnie jak liczebne są poszczególne grupy głosujących. Sumarycznie przeciwko Fijołkowi zagłosowało ponad 62% aktywnych wyborców, porównując do blisko 38 % jego malejących zwolenników. Słaby wynik Fijołka w głosowaniu na radnego i porażka drużynowa w Radzie rozbudziły apetyt na zwycięstwo w sztabie Szumnego. To jednak nie takie proste jak sumowanie danych. Porwać ludzi za sobą jest o wiele trudniej. Wszyscy apelują o wysoką frekwencję, bo ona także może przesądzić o wynikach wyborów. Podsumowując i nawiązując jednocześnie do tytułu tego rozważania – kamera zmienia każdego – wiem to z dużego doświadczenia, że ci sami kandydaci poza kamerą zachowują się zupełnie inaczej. Przed obiektywami próbują być wojownikami lub przyjaznymi mediatorami. Poza kamerami często te cechy u nich słabną. Niech każdy z mieszkańców, któremu nadarzy się taka okazja podczas podwórkowego tournee kandydatów, odważy się na bardziej pogłębiony test przedwyborczy. Następnie z dużą rozwagą i krytyczną oceną otaczającej nas rzeczywistości wskaże 21 kwietnia zwycięzcę tej delikatnej potyczki o przyszłość Rzeszowa.


