Taką siłę (porównywalną z wybuchem bomby atomowej) mają niektóre publikacje w mediach społecznościowych. Miliardy użytkowników, albo ujrzą ten błysk, albo twoja publikacja rozpłynie się w oceanie treści video i zdjęć. Tego nie da się ani przejrzeć, ani zapamiętać. Bardzo często o wyborze decyduje zwykły przypadek. Chcesz być na bieżąco, to jednak wymaga ciągłej uwagi i straty czasu. Algorytmy, boty, słowa kluczowe, przeglądarki, wyszukiwarki, mniej lub bardziej zaawansowane narzędzia informatyczne pomagają, jednocześnie wymuszając coraz większe zaangażowanie. Nasze zmysły są torpedowane do granic wytrzymałości. System nerwowy jest na ciągłym medialnym poligonie. Kolejni odkrywcy serwują nam „bardziej przyjazne” metody komunikacji, bez przerwy filmują nawet ci, co niewiele mają do pokazania i powiedzenia. Cisza ! Nagrywamy! Publikujemy i mierzymy oglądalność – ktoś i tak na pewno to wyświetli. Nie my o tym decydujemy, choć my wypełniamy treścią kolejne komunikatory. Tego nie da się już wyłączyć. Każdy może stworzyć własną opowieść filmową.