Szybko, dużo i bezpłatnie – to obecnie najpopularniejszy mechanizm dzielenia się informacjami. W tej rozpędzonej do granic możliwości maszynie, niczym pasażerowie bezmyślnie gapiący się w okna komunikatorów, bardziej zwracamy uwagę na atrakcyjność niż rzetelność wiadomości. Dlatego wszyscy, włącznie z dziennikarzami, często nabieramy się na fake news’y, czyli zmyślone nowiny. Najczęściej „paliwem” dla dezinformacji są media społecznościowe. Zasada natychmiast podaj dalej oraz pogoń za sensacją to najstarsze grzechy publicystów zawodowych i obywatelskich.
Szczepionka na manipulacje
Wpływanie na poglądy i zachowania widzów, czytelników, słuchaczy jest starsze od Internetu. Obecnie zajmują się tym wyspecjalizowane i dobrze opłacane firmy. Na ich celowniku są wszystkie strefy życia od społecznej, politycznej po biznesową i rozrywkową. Pandemia koronawirusa, nazywana pandemią strachu to najlepsza okazja do przetestowania i eksperymentowania na naszej uwadze i czujności. Medialna i propagandowa batalia przeciwników i zwolenników szczepień zamieniła się w igrzyska życia i śmierci. Takiej fali dezinformacji nie pamiętają najstarsi dziennikarze. Skalowanie strachu, wywołało efekt niezliczonych teorii spiskowych na temat nowego porządku świata. Medycyna stała się tematem numer jeden – zbiorowe lęki i fałszywa narracja to najczęściej diagnozowane efekty uboczne.
Nie jesteśmy bezbronni
Dla wzmocnienia tego stanu świadomości, uczestniczyłem ostatnio w warsztatach dla dziennikarzy, zatytułowanych „lokalne media kontra fake news”. Prowadzący to szkolenie Daniel Rząsa wymienił pięć racjonalnych zasad dzielenia się informacjami w sieci:
- pochodzenie – w pierwszej kolejności sprawdzamy czy materiał jest oryginalny
- źródło – ustalamy kto jest autorem materiału
- lokalizacja – gdzie powstała informacja, wideo lub zdjęcie
- data i czas – kiedy zostały wykonane
- motywacja – najtrudniejszy do ustalenia cel wykonania materiału
W Internecie nic nie ginie
Pamiętając o tym, gospodarz wspomnianej Akademii Demaskatora, wymienił długą listę darmowych narzędzi do weryfikacji wiadomości i ochrony naszych danych. W kontekście „ery pandemii koronawirusa”, Daniel Rząsa polecił wszystkim zainteresowanym weryfikowaniem informacji naukowych, taki adres: scholar.google.pl, prześwietlającym zdjęcia rekomendował images.google.com. Natomiast pod tym adresem web.archive.org możemy sprawdzić historyczną wersję niemal każdej strony internetowej. Kto i kiedy zarejestrował daną witrynę w Internecie sprawdzimy na stronie: who.is, wiele użytecznych informacji o najpopularniejszej treści czyli wideo znajdziemy korzystając z narzędzia YoutubeDataViewer. Do tego kompletu zaliczają się wtyczki InVid czy RevEye. Chcąc ustalić, czy nasz adres email jest bezpieczny, ekspert proponuje zrobić to w tej przeglądarce haveibeenpwned.com. Na koniec ciekawostka szpiegowska, czyli aplikacja do weryfikacji fotosów na podstawie nasłonecznienia suncalc.org
Nieustanna zabawa w detektywa
Takie zajęcia proponują organizatorzy szkoleń z bezpieczeństwa, użytkownikom mediów społecznościowych. Apelują o częste włączanie zmysłu krytycyzmu. Podkreślają, że dezinformacja, często zgadza się z naszymi poglądami, żeruje na naszych emocjach. Do tego przestrzegają przed celową pogłębianą polaryzacją opinii. W tym działaniu od dawna specjalizują się farmy trolli. To ich pracownicy produkują tzw. virale czyli materiały rozchodzące się w sieci z mocą wirusa. Clickbaity, przkierowanie ruchu na popularne fanpage – to często złoty interes, polityczna, marketingowa lub gospodarcza strategia. Łowienie w sieci internetowe stało się bardzo opłacalne.
Sztuczna inteligencja kontra prosta manipulacja
Z jednej strony popularne strony satyryczne i memy z drugiej bardzo zaawansowane technologie informatyczne. Razem potężny arsenał gotowy do użycia 24h na dobę. I tak powstają nieistniejące postaci, wyreżyserowane filmiki – inscenizujące rzekomo prawdziwe wydarzenia. Do tego syntezatory mowy, algorytmy, boty, deepfake – aż chce się krzyczeć „zadzwońcie po policję”.
Prawda czy fałsz?
Młodzi, kreatywni, biegle posługujący się nowymi mediami – często z nudów, dla tzw. beki, hecy, brechy, polewki, siedzą, wymyślają i piszą bzdury. Zasłaniają się fałszywą tożsamością, wspierają organizacje towarzyskie, biznesowe, polityczne. Ta nierówna walka opisujących fakty z internetowymi kłamcami i oszustami nie ma końca. Sprzyja jej także słabe prawo.
Korzystajmy z wiedzy – to moja rada!
